Są to przykłady dość uniwersalnych nadużyć erystycznych (nadinterpretacji) i wadliwej argumentacji, które nie tyczą się bynajmniej tylko danego przypadku.
Takie wadliwe argumenty pojawiają się zwykle wtedy, gdy w toku polemiki wychodzi na jaw, iż różnica zdań nie wynika z czyjegoś błędu wnioskowania lub łatwej do zweryfikowania pomyłki, a podstawy ścierających się poglądów mają charakter realnie nieweryfikowalny.
Gdzieś u podstaw poglądów zawsze znajdziemy fundament "z autorytetu", czyli aprioryczny wybór, komu i czemu ufam bardziej, która interpretacja mi bardziej pasuje, którą z niepewnych opcji wolę uznać za prawdziwą, którą książkę przeczytałem etc. Normalne i nieuniknione.
Gdy w toku dysputy docieramy do poziomu "wolę wierzyć", kończy się "ścisła" logika, a pojawiają się właśnie tego rodzaju kwiatki mające maskować niezdolność ścisłego uzasadnienia wyrażanych tez. Zapchajdziury, albo inaczej wytrychy, czyli twierdzenia nie dające się zweryfikować, za to pozwalające objaśnić właściwie wszystko w kluczu bronionego poglądu/interpretacji rzeczywistości. Upraszczająca prowizorka klajstrująca luki światopoglądu tam, gdzie stan faktyczny jest tak naprawdę niewiadomy. Istotą błędu jest traktowanie prowizorki jak pewnej i niepodważalnej - taka nie jest.
Niektórzy mogą mniemać, że dyskusję przegrywa ten pogląd, którego orędownik pierwszy sięgnie po taki środek, ale to nieprawda. Prawdą jest natomiast, że to ślepy zaułek, w którym dyskusja utyka. Wówczas można by co najwyżej rozpocząć analizę, z jakiego względu ja wolę wierzyć raczej w to, a ktoś w tamto. Ale tego chyba prawie nikt nie robi, zamiast tego pojawia się frustracja, ad personam, foch, ucieczka w szyderstwo, walka o ostatnie słowo i o "bycie meta", w najlepszym razie obopólne wzruszenie ramion wreszcie eot.
Nadinterpretacje z kolei to zestaw szkodliwych dla przebiegu dyskusji błędnych założeń/skrótów myślowych, w rodzaju "skoro Iks twierdzi A, zaś Igrek twierdzi A i zatem B, to Iks twierdzi B" lub szerzej - błąd "chóru", gdy w polemice ścierają się "drużyny". Wówczas poglądy wyrażone przez jednego z adwersarzy bezpodstawnie przypisuje się reszcie tych, którzy się nie zgadzają z bronionym stanowiskiem, kontrdyskutantów postrzega się jak zbiorowy byt wrażych "onych". Osobnym zjawiskiem, też szkodliwym, jest możliwa pokusa wzajemnej konsolidacji stanowisk (doginania tak, by się zgodziły) w drużynach spowodowana poczuciem swoistej solidarności.